niedziela, 20 kwietnia 2014





Pocztówka z serca pokolenia wifi.

Pogoda we mnie gorsza, bo pakiet danych uległ wyczerpaniu. 
Operator jak dobry ojciec, 
łzy ociera proponując dodatkowe megabajty i życie toczy się dalej. 
Nie ulegam. Amerykański sen kategorii offline z którego uczę się korzystać – trwa!

Zupełnie nie czuję świąt. Aura rozmyta, a może ogólnie nieobecna. 
Pocieszam się wolnym poniedziałkiem, bo ostatnio czas jak bomba zegarowa, 
tyka i każda sekunda ma wyjątkowe znaczenie. 

W siadzie skrzyżnym wychylam ostatni łyk kawy. 
Takiej wypluskanej we wrzątku z czajnika, bo jakoś brak mi odwagi 
na zapoznanie się z ekspresem który gości na kuchennych salonach. 

Dzień spokojny, refleksyjny. 
Wspomnieniem odnalazłem zapach ciast pieczonych przez Mamę. 
Tych wyjątkowych, najsmaczniejszych, 
plasujących się na podium oznaczonym numerem JEDEN! 

Smak pamiętam po chwilę obecną. W nich było Jej życie!
Pieczone z miłości i z miłością!

Kolejne nieświęta bez cudów i wspaniałości.






Warszawa 
Giżycko

 



czwartek, 10 kwietnia 2014




Nie tylko Chopin spragnionym był miłości. 

Bezapelacyjnie, wszyscy posiadamy zdolność konstruowania wizji.
Szczęścia, nieszczęścia i innych co zawracają umysłu gitarę.
Kiedy w poprzedni weekend wylądowałem w łóżku z Robertem, 
czułem, że niczego szlachetnego przy nim nie odnajdę. 
Krótkowzroczne relacje nie dają spełnienia maratończykom. 

Jeśli powyższe momentalnie odpaliło w Twojej głowie obrazy, 
za które jesteś w pełni odpowiedzialny, to na Boga, 
dlaczego nie chcesz (jestem przekonany, że POTRAFISZ)
wyobrazić sobie spełnienia na dalszych etapach swojego życia?

Wyobraź sobie i ruszaj!
Osiągalne na palca pstryknięcie, za przysłowiową darmoszkę, prawda?

Sam przed sobą składasz dowód i przechodzisz obok niego obojętnie. 
Smutne.
Fakt, niedoświadczona kura nie ogarnie zniesionego jajka.
Swoją drogą, niesłychane jak wiele możemy dowiedzieć się 
na temat zaangażowania od KURY,
która z dbałością wysiaduje obsranym dupskiem jajko.

Dla zainteresowanych:
Jeśli uważasz, że właśnie wyszedłem z szafy... 
to chyba tylko po to, aby ostrzec Cię przed marnowaniem czasu 
spędzonego nad błędnym interpretowaniem wystukanych moja rączką treści. 

Używaj łba do myślenia, a nie ciągłego potakiwania.
Robertem palnąłem jak polopiryną w szklankę wody którą wypiję do snu. 

Warszawa najwyraźniej mi nie służy, a choroba nie wybiera.
Zwalę to na los, tak przecież wygodniej... Tylko leki drogie.

Jutro... czy tam dziś (problemy spotykane nocą) zrobię porządek w pokoju.
Pora zatrzymać wzrost góry o nawie Wygniecione Koszule przez którą potykam się od progu. 
Tak przy okazji... podniesienie się z zaliczonej gleby to ruch w przód, a nie tylko zdrowie! 

Aha! Wybacz Fryderyku, jest nas więcej...


 




PS: Polecam płytę Rojka!
PS2: Zdjęcie wykonane pomiędzy Tomaszowem, a Piotrkowem.


Cześć!


 

Archiwum bloga