poniedziałek, 2 maja 2016









Splot ostatnich dni wypełnił radością krwioobieg...
Po same brzegi!

Złożyłem tylne fotele samochodu,
zapakowałem rower, świeże ciuchy w plecak
i aparat z dopiętym 35 mm.

Odzieżowy set nie zakładał spontanicznego wyjazdu nad morze.
Na całe szczęście zawsze w zapasie pakuję bieliznę.

Jednak powróćmy do początku.

Jest sobie czwartek. Dzień wyczekiwany jak wigilia z cudownymi prezentami.
Jedyną różnicą był brak kalendarzyka z czekoladkami.
Tychy - Warszawa - Władysławowo - Warszawa - Tychy.

Poproszę raz jeszcze!
Tymczasem pędzę spać.
Urlop urlopem jednak chcąc ściągnąć swoje
193 cm na ziemię idę dziś do pracy.




Harmonia.
Wolność.
Dobro.
Piękno.

























 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga